Tym razem spojrzenie na krucjaty i
dżihad z perspektywy Arabów walczących z wojskami Franków, którzy
najechali ich ziemie. Same krucjaty pokazane są w dużym skrócie,
stanowiąc tylko tło dla wydarzeń rozgrywających się na obszarze
Outremer, Bizancjum, Syrii i Egiptu.
Głównym tematem książki są dzieje
wielkiego wodza islamu, Kurda Jusufa Ibn Ajjuba, który przeszedł do
historii jako Salah ad-Din (Saladyn) co po arabsku znaczy „Prawy w
wierze”. Dla islamu był tym, który rozbił armię krzyżowców,
odbił z ich rąk Jerozolimę i zapoczątkował zmierzch Królestwa
Jerozolimskiego. Dla chrześcijan był diabłem, którego imieniem
nazwano specjalną, egzekwowaną z brutalną skutecznością
dziesięcinę na rzecz krucjat (podatek Saladyna) i którym straszono
małe dzieci na równo ze strasznym Herodem.
Autor, korzystając ze źródeł
arabskich, prowadzi nas przez niezwykłe losy rodziny Ajjubich.
którzy z kurdyjskich pasterzy zmuszonych do uchodźstwa z górskiej
Armenii stali się jedną z najpotężniejszych dynastii wschodu, a
najświetniejszy kwiat tego rodu, Saladyn, został sułtanem
rozległego państwa arabskiego.
Tym co różni tę książkę od innych
opisujących dzieje krucjat, jest perspektywa, dzięki której
spoglądamy na krucjaty i walki o utrzymanie Outremer z punktu
widzenia kronikarzy arabskich. To chyba jej największy atut, który
pozwala poznać świat islamu zza kulis. Do tej pory, kiedy opisywano
zmagania krzyżowców z Saracenami z zachodniego punktu widzenia,
było tak, że potężne armie wschodu wyłaniały się w nicości na
czas bitwy z łacinnikami, aby tuż po jej zakończeniu z powrotem w
nicości zniknąć. W książce Soleckiego jest inaczej. Autor
pokazuje ścieranie się różnych sił w skłóconym świecie
islamu, czasem zabiegi dyplomatyczne, czasem krwawe wojny domowe,
które w sposób decydujący wpływały na powodzenie lub klęskę
podejmowanych akcji militarnych przeciwko krzyżowcom.
Solecki nie akceptuje dominującego
wśród historyków i badaczy wizerunku Saladyna, jako postaci całym
sercem oddanej dżihadowi, wspaniałomyślnej, hojnej i litościwej,
który w sposób niezwykle pozytywny został odmalowany zarówno w
kronikach powstałych za życia wodza, jak i we współczesnych
opracowaniach. Autor cały czas neguje ten radosny pijar, poddając
w wątpliwość motywy postępowania Saladyna. Solecki stawia tezę,
że eksponowane przez historyków na przestrzeni wieków przywiązanie
wodza islamu do dżihadu (czyli świętej wojny), było tylko tłem
i pretekstem do prawdziwego celu Saladyna, jakim było
zapoczątkowanie i utrzymanie się u władza nowej dynastii Ajjubich
(w miejsce obalonych przez niego dynastii Fatymidów i Zengidów).
Jako, że zrealizowanie pierwszego celu bez osiągnięcia drugiego (i
vice versa) wydaje się absolutnie niemożliwe (obydwa są ze sobą
nierozerwalnie związane), a racje za i przeciw tej teorii rozkładają
się równo po obu stronach, o tym, czy przyznamy rację Soleckiemu,
zadecydują szczegóły.
Solecki rozwija dalej swoją teorię
argumentując, że mityczna hojność Saladyna także była
podporządkowana nadrzędnemu celowi, jakim było dobro dynastii
Ajjubich. Powtarza on wielokrotnie, że owa hojność nie była
niczym innym, jak formą zinstytucjonalizowanej łapówki, mającej
zapewnić i utrzymać lojalność sojuszników i podległych rodzinie
Saladyna urzędników. Tylko jak w takim razie wytłumaczyć fakt,
że cały gigantyczny majątek, a także wszystkie łupy wojenne
zdobyty przez Saladyna po zajęciu Jerozolimy nakazał on rozdzielić
wśród towarzyszących mu w wyprawie urzędników, oficerów i
żołnierzy? Przecież istotą łapówki jest przekupowanie
kluczowych dla osiągnięcia wybranego celu postaci, a nie całej
armii (w takim przypadku jest to właśnie hojność). Solecki
odmawia Saladynowi szczodrości, która jest jednym z podstawowych
fundamentów rycerskości. Trudno mu się pogodzić z faktem, że
Saracen miał jej w nadmiarze, natomiast dramatycznie brakowało jej
rycerstwu Zachodniej Europy, które wręcz zasłynęło z
niesłychanej chciwości.
Także miłosierdzie, które było
atrybutem Saladyna, Solecki konsekwentnie deprecjonuje twierdząc, że
nie była to cecha charakteru, ale zaleta bystrego umysłu,
wynikająca z pragmatyzmu władcy i zrodzona z potrzeby permanentnego
umacniania dynastii. Jako przykład autor podaje finansowe
konsekwencje zdobycia Jerozolimy. Saladyn, w przeciwieństwie do
krzyżowców siedemdziesiąt lat wcześniej, nie wyciął w pień
mieszkańców miasta, lecz zagwarantował im przeżycie. Solecki
uważa, że zrobił to, aby zarobić na okupie, a uzyskane w ten
sposób pieniądze zainwestować w łapówki ku pożytkowi dynastii
Ajjubich. To dlatego Saladyn miał przyjąć propozycję Balina.
Rycerz ze skarbca królewskiego zapłacił śmieszną, zryczałtowaną
kwotę w wysokości 30.000 dinarów za 18.000 jeńców.
Autor odmawia miłosierdzia Saladynowi
nawet wówczas, gdy ten uwalnia beż żadnego okupu 2.000 osób w
podeszłym wieku. Według autora był to czyn wyrachowany, gdyż
ludzie ci i tak nie zapłaciliby okupu, a na niewolników się nie
nadawali i na targu nikt nie dałby za nich złamanego grosza.
Nie jest to dla mnie przekonywujące.
Dlaczego Saladyn uwolnił za darmo ludzi starszych, skoro mógł ich
dodać do tej wielkiej ciżmy wykupionych przez Balina, a odjąć z
niej tyle samo młodzieńców i dziewic?
Dlaczego w ogóle zgodził się na tak
niski okup? Czyżby nie dlatego, że zdawał sobie sprawę, że Balin
nie jest w stanie z królewskiego skarbca wyłożyć więcej? Czyż
to nie jest miłosierdzie?
Przypomnijmy, że w identycznej
sytuacji, kiedy Ryszard Lwie Serce zdobył Akrę, zażądał za trzy
tysiące muzułmanów astronomicznego okupu w wysokości 100.000
dinarów, a kiedy wspomnianej kwoty nie otrzymał, kazał ściąć
wszystkich jeńców jednego dnia, podczas pokazowej zbiorowej
egzekucji.
Biorąc pod uwagę te i wiele innych
faktów, nie przekonują mnie argumenty autora. Czasy krucjat były
okrutne i krwawe, pełne niesprawiedliwości i przemocy, w których
postępowanie Saladyna z pewnością było wyjątkiem od reguły. Na
porządku dziennym były wtedy krwawe rzezie i nie da się
zaprzeczyć, że częściej dopuszczali się ich chrześcijanie, zaś
łaska okazywana ludności podbitych miast była rzadkością, którą
z kolei częściej wyświadczali muzułmanie.
Zwyczaj hojnego obdarowywania
sprzymierzeńców nie był na wschodzie niczym niezwykłym, a nawet
można napisać, że taki był charakter polityki wschodnich władców.
Pamiętamy choćby, z czasów I krucjaty, cesarza Aleksego I Komnena,
który szokował baronów krucjatowych darowując im namioty pełne
złota i kosztowności. Myślę, że Saladynowi nie tyle chodziło o
dynastię Ajjubich (a na pewno nie w stopniu, jaki przypisuje mu
Solecki) ile o utrzymanie w ryzach ogromnego imperium, jakie stworzył
w stosunkowo krótkim czasie. To kosztowało, a przy jego
niefrasobliwość w rozporządzaniu zawartością skarbca, z
pewnością skutkowało chronicznym brakiem gotówki. Kiedy Saladyn
umarł, w skarbcu zleziono tylko garść monet (garść w sensie
dosłownym) i nawet na pogrzeb musiała zrzucić się jego rodzina.
Mimo to Dynastia Ajjubich szybko nie upadła i jej kres, dopiero
kilka pokoleń później, położyli Mamelucy w Egipcie i Mongołowie
w Syrii.
Mimo, że nie zgadzam się z kilkoma
poglądami autora, to uważam, że książka warta jest polecenia.
Przenosi nas w świat Arabii, opływających w bogactwa wezyrów,
kalifów i sułtanów, gdzie niemal namacalnie czujemy przepych i
egzotykę wschodu.