środa, 22 lutego 2012

MIŁOSZ - historie prawdziwe.


Miłosz - rok 2002 (fot. Łukasz Wójcik)

Kolejnym komiksem przewidzianym na ten rok, jest cykl shortów o Miłoszu narysowany przez Artura Chochowskiego, Zygmunta Similaka, Ryszarda Dąbrowskiego oraz Adama Walczukiewicza na potrzeby „Magazynu Fantastycznego”. Są to jedno i dwuplanszówki oparte na doświadczeniach mojego najmłodszego syna, Miłosza.
Wraz z zamknięciem pisma zrezygnowałem z dalszej pracy nad serią, ale zanim do tego doszło, powstał materiał, które zamierzamy zebrać w jeden album i wydać jesienią pod szyldem „Strefy Komiksu”.

"TE DNI" - rysunek Zygmunt Similak.

wtorek, 14 lutego 2012

U PREZYDENTA


(Na pustym krześle usiądzie prezydent (kiedy skończy przemawiać), za nim siedzi Tadeusz Mazowiecki, a za nim ja).

13. lutego brałem udział w spotkaniu prezydenta Bronisława Komorowskiego z twórcami kultury, imprezie zapowiadanej jako wydarzenie cykliczne. Prezydent dziękował twórcom i animatorom kultury za ich wysiłek i wkład w rozwój kultury, głównie w kontekście polskie prezydencji w Unii Europejskiej, a także zapraszał wszystkich do udziału w konsultacjach w sprawie ACTA (całość wystąpienia jest na You Tubie).  

Prezydent nawoływał do konsolidacji środowiska twórców w sprawie ACTA i poważne podejście do tego ważnego dla nich dokumentu. Odniosłem wrażenie, że prezydent raczej nie zakłada dyskusji czy dokument jest potrzebny, ale w jakiej formie go przyjąć.

Później głos zabrał przedstawiciel środowiska twórców, Mikołaj Grabowski, który stwierdził, że między bielą i czernią jest sporo odcieni szarości, a także utwierdził wszystkich w przekonaniu, że choć twórca z miłości do sztuki gotów jest czasem zrobić coś za darmo, to na dłuższa metę tak się nie da i kultura bez mecenatu państwowego (jedynego mecenatu w RP) nie przetrwa.
Prezydent ze zrozumieniem pokiwał głową.

W części nieoficjalnej artyści rozmawiali głównie o tym, o czym lubią rozmawiać najbardziej, czyli o samych sobie.  

Nihil novi...

piątek, 10 lutego 2012

SIŁA MOJEGO PIENIĄDZA


Tyle książek można kupić za 50 zł.
(zostały dziś wybrane ze znacznie bogatszej oferty)

W beztroskich czasach realnego socjalizmu wiele godzin spędzałem na bezkrwawych polowaniach, podczas których moim łupem padały książki wszelakie ze szczególnym uwzględnieniem fantastyki naukowej. Popołudniowe podchody rozpoczynałem od trzech księgarń ulokowanych niedaleko mojej szkoły. Pierwsza znajdowała się w dole ulicy Traugutta tuż obok radomskiego dworca PKP, zaś dwie następne, sąsiadujące przez ścianę, znajdowały się nieco wyżej tej samej ulicy, vis a vis ponurego budynku komendy wojewódzkiej milicji. Następnym przystankiem był antykwariat na Placu Konstytucji, po czym zmierzałem w kierunku głównego traktu miasta, ulicy Żeromskiego, gdzie przycupnęły trzy kolejne księgarnie. Wychodząc z ostatniej wystarczyło przejść na drugą stronę jezdni, aby znaleźć się na terenie Starego Miasta, gdzie w antykwariacie przy ulicy Rwańskiej kończyłem swoją podróż.
Zazwyczaj nie starczało mi czasu na odwiedzenie wszystkich punktów jednego dnia (chyba, że akurat byłem na wagarach) więc czasem moją wędrówkę zaczynałem od końca, czyli od małego antykwariatu na starówce.

Trasę tę pokonywałem dwa, trzy razy w tygodniu. Oprócz wspomnianych księgarń istniały także inne miejscówki, nieco bardziej oddalone od centrum miasta. Przynajmniej raz w tygodniu byłem w większości z nich.

Trofea, jakie przywoziłem z tych polowań, zazwyczaj ograniczały się do jednej, czasem dwóch książek. Od święta moim łupem padało więcej niż trzy książki. Częściej zdarzały się dni, że nie trafiłem nic godnego uwagi.

Oprócz tego na zakupy jeździłem do Warszawy, Łodzi i na giełdę do Krakowa.

Tylko cztery radomskie księgarnie z tamtych czasów przetrwały do dziś. Większość padła, a w ich miejsce  pojawiły się nowe. W większości są to sklepy wielobranżowe sprzedające między innymi podręczniki, różnej maści poradniki i książki dla dzieci, gdzie czasem można kupić także beletrystykę. Sieciówki, takie jak „Empik” czy „Matras”, dysponują znacznie bogatszą ofertą (książki ze zdjęcia zamieszczonego powyżej pochodzą z tej drugiej).

poniedziałek, 6 lutego 2012

ROK PAŃSKI 2012


Rok 2012 zapowiada się bardzo ciekawie. Mamy gotowych do druku pięć albumów (dwa tytuły to desant z roku 2011), a prace nad kolejnymi trzema są mocno zaawansowane i istnieje duże prawdopodobieństwo, że większość z nich ukażą się w tym roku. Byłby to znaczny postęp w stosunku do poprzedniego, który także do najgorszych nie należał.

Postronnemu obserwatorowi te butne zapowiedzi mogą się wydać niedorzeczne, bo tu niby taki kryzys, nawet recesja gdzie niegdzie, bo pazerność Empiku niszcząca resztki cywilizacji na Wielkiej Równinie Europejskiej, bo pięcioprocentowy Vat cośtam, cośtam, bo przepowiednie Majów, itd., itp.

Plany te są możliwe do realizacji dzięki jednemu prostemu zabiegowi, mianowicie przechodzimy na amatorstwo. Tak jak bokserzy przechodzą na zawodowstwo, tak my przechodzimy na amatorstwo. Bo każdy, nawet najmniej rozgarnięty recenzent widzi, że komiks to nie jest boks, że komiks w zasadzie jest pod każdym względem zaprzeczeniem boksu, dlatego właśnie, aby te różnicę uwypuklić, podkreślić dwoma falistymi liniami i zaakcentować, z zawodowstwa przechodzimy na amatorstwo. Właśnie tak, a nie odwrotnie.

Dlatego zaś przechodzimy na amatorstwo, że na zawodowym rynku się dusimy, że jest on zbyt ciasny dla naszych dalekosiężnych planów, że ogranicza nasze możliwości, no i dlatego wreszcie, że tego rynku praktycznie nie ma, że istnieje on tylko i wyłącznie w gorących głowach komiksiarzy, a znajduje ujście w bredzeniu o jakichś strategiach rozwoju, analizach, podsumowaniach, itd.
To wszystko bzdury.

Żadne wydawnictwo w Polsce nie dysponuje środkami pozwalającymi na zainwestowanie w polskiego twórcę, na zamówienie komiksu i zapłacenie mu przyzwoitej stawki za jego pracę (jeśli zdarzają się jakieś wyjątki, to tylko te potwierdzające regułę). Dlatego nazwiska uznanych twórców komiksowych pojawiają się coraz rzadziej na okładkach komiksów, a jeśli już, to bądź u wydawców spoza „komiksowa”, bądź na reedycjach prac powstałych przy okazji innych, wcześniejszych projektów, czy w końcu jako pozycje finansowane z państwowej kasy. No i oczywiście są jeszcze twórcy wydający komiksy własnym sumptem, bo w dobie druku cyfrowego i taniego xero nikt im łaski nie robi, i za niewielkie pieniądze mogą wydawać co chcą, kiedy chcą i jak chcą.

Z tych powodów komiksy w Polsce tworzy się z czystej miłości do komiksu, dla samej radości tworzenia, dla własnej satysfakcji. Z tych samych powodów wydają je wydawcy. Dlatego jest pewna pokoleniowa ciągłość i w miejsce twórców, którzy odchodzą, bo już się wypalili, rozczarowali, bo umarła w nich radość i potrzeba tworzenia, pojawiają się nowi, pełni zapału, nadziei i wiary, że odnowią formułę, że przekroczą granicę, że przywrócą splendor.

Jedynym prawdziwym kapitałem wydawców, są dobre stosunki z animatorami kultury komiksowej rozsianymi po redakcjach pism papierowych i internetowych, blogerów i facebookowych wymiataczy. To oni memlą aż do bólu te same memy, takie jak: „komiksowy rynek”, „komiks nie jest dla dzieci”, „komiks PRL kontra młodzi zdolni”, „komiks to sztuka przez duże „S””, „plecy konia”, itd. Oni swym wszędobylskim jazgotem, w dobrej wierze nie wątpię, wyczarowali fatamorganę polskiego rynku komiksowego. Rynku dodajmy zawodowego. W ich podsumowaniach, analizach i innych czynnościach z grubsza przypominającym procesy myślowe, „Strefa Komiksu” niemal się nie pojawia, a jeśli już, to sporadycznie, epizodycznie, wstydliwie zamieciona pod dywan, zaś wiele komiksów ze „Strefy” w ogóle nie doczekało się recenzji, a jeśli już to z opóźnieniem idącym już nawet nie w miesiące, a lata (na palcach jednej ręki można policzyć tytuły, które zrecenzowano w czasie krótszym niż trzy miesiące). Chyba nikomu nie trzeba wyjaśniać, że po takim okresie recenzje te potrzebne nam są jak umarłemu kadzidło.

Mając to wszystko na uwadze przechodzimy na amatorstwo bo tylko w nim widzimy strategię na przetrwanie.

Dalej chcemy kontynuować kilka projektów („Mrok”, „Exodus”, „Gwiezdne bezdroża”, „Przygody Miłosza”) do realizacji których zapraszam wszystkich zainteresowanych rysowników. Komiksy zostaną podzielone na epizody, więc każdy będzie mógł zrealizować tyle, na ile będzie miał ochotę w konwencji, jaka mu najbardziej odpowiada (pierwszym projektem zrealizowanym w tej technologii był „Mrok 2 – Krwawe żniwo”).


Pierwszym w tym roku albumem z naszego wydawnictwa będzie EXODUS. I to od razu dwa pierwsze albumy. Pierwotnie komiks był drukowany w „Magazynie Fantastycznym” i miał formułę serialową, kolejne epizody miały opowiadać odrębne historie, a całość spajać tylko obecność bohaterów opowieści. Komiks rysował Jacek Brodnicki, ale szybko okazało się, ze nadmiar obowiązków uniemożliwił mu rysowanie kolejnych odcinków i kontynuacja EXODUSU stanęła pod znakiem zapytania. W związku z tym nieco zmieniliśmy plany i dorysowując około 20 plansz zamknęliśmy opowieść w dwóch albumach, zostawiając sobie jednocześnie furtkę do kontynuowania opowieści. Jeśli więc zgłoszą się do mnie rysownicy zainteresowani kontynuowaniem serii, pociągniemy ją dalej. Jeśli nie, te dwa komiksy będą stanowić zamkniętą całość.