sobota, 31 stycznia 2015

SALADYN I KRUCJATY – Piotr Solecki


Tym razem spojrzenie na krucjaty i dżihad z perspektywy Arabów walczących z wojskami Franków, którzy najechali ich ziemie. Same krucjaty pokazane są w dużym skrócie, stanowiąc tylko tło dla wydarzeń rozgrywających się na obszarze Outremer, Bizancjum, Syrii i Egiptu.

Głównym tematem książki są dzieje wielkiego wodza islamu, Kurda Jusufa Ibn Ajjuba, który przeszedł do historii jako Salah ad-Din (Saladyn) co po arabsku znaczy „Prawy w wierze”. Dla islamu był tym, który rozbił armię krzyżowców, odbił z ich rąk Jerozolimę i zapoczątkował zmierzch Królestwa Jerozolimskiego. Dla chrześcijan był diabłem, którego imieniem nazwano specjalną, egzekwowaną z brutalną skutecznością dziesięcinę na rzecz krucjat (podatek Saladyna) i którym straszono małe dzieci na równo ze strasznym Herodem.

Autor, korzystając ze źródeł arabskich, prowadzi nas przez niezwykłe losy rodziny Ajjubich. którzy z kurdyjskich pasterzy zmuszonych do uchodźstwa z górskiej Armenii stali się jedną z najpotężniejszych dynastii wschodu, a najświetniejszy kwiat tego rodu, Saladyn, został sułtanem rozległego państwa arabskiego.

Tym co różni tę książkę od innych opisujących dzieje krucjat, jest perspektywa, dzięki której spoglądamy na krucjaty i walki o utrzymanie Outremer z punktu widzenia kronikarzy arabskich. To chyba jej największy atut, który pozwala poznać świat islamu zza kulis. Do tej pory, kiedy opisywano zmagania krzyżowców z Saracenami z zachodniego punktu widzenia, było tak, że potężne armie wschodu wyłaniały się w nicości na czas bitwy z łacinnikami, aby tuż po jej zakończeniu z powrotem w nicości zniknąć. W książce Soleckiego jest inaczej. Autor pokazuje ścieranie się różnych sił w skłóconym świecie islamu, czasem zabiegi dyplomatyczne, czasem krwawe wojny domowe, które w sposób decydujący wpływały na powodzenie lub klęskę podejmowanych akcji militarnych przeciwko krzyżowcom.

Solecki nie akceptuje dominującego wśród historyków i badaczy wizerunku Saladyna, jako postaci całym sercem oddanej dżihadowi, wspaniałomyślnej, hojnej i litościwej, który w sposób niezwykle pozytywny został odmalowany zarówno w kronikach powstałych za życia wodza, jak i we współczesnych opracowaniach. Autor cały czas neguje ten radosny pijar, poddając w wątpliwość motywy postępowania Saladyna. Solecki stawia tezę, że eksponowane przez historyków na przestrzeni wieków przywiązanie wodza islamu do dżihadu (czyli świętej wojny), było tylko tłem i pretekstem do prawdziwego celu Saladyna, jakim było zapoczątkowanie i utrzymanie się u władza nowej dynastii Ajjubich (w miejsce obalonych przez niego dynastii Fatymidów i Zengidów). Jako, że zrealizowanie pierwszego celu bez osiągnięcia drugiego (i vice versa) wydaje się absolutnie niemożliwe (obydwa są ze sobą nierozerwalnie związane), a racje za i przeciw tej teorii rozkładają się równo po obu stronach, o tym, czy przyznamy rację Soleckiemu, zadecydują szczegóły.

Solecki rozwija dalej swoją teorię argumentując, że mityczna hojność Saladyna także była podporządkowana nadrzędnemu celowi, jakim było dobro dynastii Ajjubich. Powtarza on wielokrotnie, że owa hojność nie była niczym innym, jak formą zinstytucjonalizowanej łapówki, mającej zapewnić i utrzymać lojalność sojuszników i podległych rodzinie Saladyna urzędników. Tylko jak w takim razie wytłumaczyć fakt, że cały gigantyczny majątek, a także wszystkie łupy wojenne zdobyty przez Saladyna po zajęciu Jerozolimy nakazał on rozdzielić wśród towarzyszących mu w wyprawie urzędników, oficerów i żołnierzy? Przecież istotą łapówki jest przekupowanie kluczowych dla osiągnięcia wybranego celu postaci, a nie całej armii (w takim przypadku jest to właśnie hojność). Solecki odmawia Saladynowi szczodrości, która jest jednym z podstawowych fundamentów rycerskości. Trudno mu się pogodzić z faktem, że Saracen miał jej w nadmiarze, natomiast dramatycznie brakowało jej rycerstwu Zachodniej Europy, które wręcz zasłynęło z niesłychanej chciwości.

Także miłosierdzie, które było atrybutem Saladyna, Solecki konsekwentnie deprecjonuje twierdząc, że nie była to cecha charakteru, ale zaleta bystrego umysłu, wynikająca z pragmatyzmu władcy i zrodzona z potrzeby permanentnego umacniania dynastii. Jako przykład autor podaje finansowe konsekwencje zdobycia Jerozolimy. Saladyn, w przeciwieństwie do krzyżowców siedemdziesiąt lat wcześniej, nie wyciął w pień mieszkańców miasta, lecz zagwarantował im przeżycie. Solecki uważa, że zrobił to, aby zarobić na okupie, a uzyskane w ten sposób pieniądze zainwestować w łapówki ku pożytkowi dynastii Ajjubich. To dlatego Saladyn miał przyjąć propozycję Balina. Rycerz ze skarbca królewskiego zapłacił śmieszną, zryczałtowaną kwotę w wysokości 30.000 dinarów za 18.000 jeńców.
Autor odmawia miłosierdzia Saladynowi nawet wówczas, gdy ten uwalnia beż żadnego okupu 2.000 osób w podeszłym wieku. Według autora był to czyn wyrachowany, gdyż ludzie ci i tak nie zapłaciliby okupu, a na niewolników się nie nadawali i na targu nikt nie dałby za nich złamanego grosza.
Nie jest to dla mnie przekonywujące. Dlaczego Saladyn uwolnił za darmo ludzi starszych, skoro mógł ich dodać do tej wielkiej ciżmy wykupionych przez Balina, a odjąć z niej tyle samo młodzieńców i dziewic?
Dlaczego w ogóle zgodził się na tak niski okup? Czyżby nie dlatego, że zdawał sobie sprawę, że Balin nie jest w stanie z królewskiego skarbca wyłożyć więcej? Czyż to nie jest miłosierdzie?

Przypomnijmy, że w identycznej sytuacji, kiedy Ryszard Lwie Serce zdobył Akrę, zażądał za trzy tysiące muzułmanów astronomicznego okupu w wysokości 100.000 dinarów, a kiedy wspomnianej kwoty nie otrzymał, kazał ściąć wszystkich jeńców jednego dnia, podczas pokazowej zbiorowej egzekucji.

Biorąc pod uwagę te i wiele innych faktów, nie przekonują mnie argumenty autora. Czasy krucjat były okrutne i krwawe, pełne niesprawiedliwości i przemocy, w których postępowanie Saladyna z pewnością było wyjątkiem od reguły. Na porządku dziennym były wtedy krwawe rzezie i nie da się zaprzeczyć, że częściej dopuszczali się ich chrześcijanie, zaś łaska okazywana ludności podbitych miast była rzadkością, którą z kolei częściej wyświadczali muzułmanie.
Zwyczaj hojnego obdarowywania sprzymierzeńców nie był na wschodzie niczym niezwykłym, a nawet można napisać, że taki był charakter polityki wschodnich władców. Pamiętamy choćby, z czasów I krucjaty, cesarza Aleksego I Komnena, który szokował baronów krucjatowych darowując im namioty pełne złota i kosztowności. Myślę, że Saladynowi nie tyle chodziło o dynastię Ajjubich (a na pewno nie w stopniu, jaki przypisuje mu Solecki) ile o utrzymanie w ryzach ogromnego imperium, jakie stworzył w stosunkowo krótkim czasie. To kosztowało, a przy jego niefrasobliwość w rozporządzaniu zawartością skarbca, z pewnością skutkowało chronicznym brakiem gotówki. Kiedy Saladyn umarł, w skarbcu zleziono tylko garść monet (garść w sensie dosłownym) i nawet na pogrzeb musiała zrzucić się jego rodzina. Mimo to Dynastia Ajjubich szybko nie upadła i jej kres, dopiero kilka pokoleń później, położyli Mamelucy w Egipcie i Mongołowie w Syrii.


Mimo, że nie zgadzam się z kilkoma poglądami autora, to uważam, że książka warta jest polecenia. Przenosi nas w świat Arabii, opływających w bogactwa wezyrów, kalifów i sułtanów, gdzie niemal namacalnie czujemy przepych i egzotykę wschodu.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz