poniedziałek, 5 stycznia 2015

"Ymar" - Magdalena Maria Kałużyńska


O czwartej nad ranem, po kolejnej nieprzespanej nocy, inspektor Wojciechowski odbiera telefon wieszczący morderstwo w uśpionym o tej porze mieście. Jednocześnie w metafizycznym uniwersum sprzed siedmiu tysięcy lat, na spękanej i spopielonej od gorąca równinie, pod jedynym drzewem, spowita w białe szaty postać składa małe zawiniątko.

Tyle z czystym sumieniem możemy ujawnić z fabuły nie odbierając czytelnikowi przyjemności z obcowania z lekturą, gdyż odkrywanie kolejnych szczegółów, to jak studiowanie trasy kolejki przed wejściem do rollercoastera.
Jest to zresztą zupełnie niepotrzebne, gdyż autorka prowadzi czytelnika przez wykreowane przez siebie światy pewnie, precyzyjnie odsłaniając przed nim kolejne elementy skomplikowanej, inspirowanej filmem braci Wachowskich układanki, w której internetowy matrix zostaje zastąpiony światem transcendentalnym, zaś elementy świata wirtualnego zostają włączone do świata rzeczywistego (wirtualny portal randkowy jest miejscem akcji na równi z pokojem przesłuchań czy prosektorium). Wzajemne korelacje tych światów, ich przenikanie i oddziaływanie, są najsmaczniejszym, ale nie jedynym kęsem w tym krwistym daniu.

Bardzo ciekawe są także zabiegi narracyjne, jakie wprowadziła autorka, generując alternatywne stany naszej rzeczywistości i jednocześnie każdy opisując przy użyciu innej narracji, z różnych punktów widzenia i z odmiennie rozłożonymi akcentami. Niesamowitym efektem jest brak chronologii wydarzeń zachodzących w świecie realnym przy jednoczesnym jej zachowaniu w świecie transcendentnym (analizując powieść w tym kontekście, miałem silne, pozytywne skojarzenia z „Ptaśkiem” Whartona i „Paragrafem 22” Hellera). Może właśnie dlatego, by to wszystko połączyć w jeden logiczny ciąg przyczynowo skutkowy i aby nie pogubić się w dwuznacznościach, autorka została skazana na bezwzględną precyzję języka. I poradziła sobie doskonale. Język powieści jest stylistycznie bez zarzutu, jasny, przejrzysty, komunikatywny, idealnie dopasowany do misternej konstrukcji powieści. Duży plus, to brawurowo prowadzone dialogi, wyraźnie zróżnicowane w zależności od płci bohaterów (wypowiedzi pani patolog są bardziej emocjonalne i znacznie dłuższe, niż wyważone i miejscami mrukliwe artykulacje pana inspektora).

Kolejnym smakowitym kąskiem są zamknięci przez cała niemal powieść w klaustrofobicznych pomieszczeniach bohaterowie powieści. Są to ludzie samotni, wrażliwi, zagubieni, „kobiety z przeszłością, mężczyźni po przejściach”, którzy mimo samotności i problemów w interakcjach z innymi ludźmi, są świadomi swych wyborów i swojej wartości. Patolog i inspektor wyraźnie ciążą ku sobie, lecz ich hardość i nieufności powoduje, że kiedy znajdą się zbyt blisko, zaczynają oddziałać na siebie jak dwa jednobiegunowe magnesy.
Obok nich pojawiają się w książce dwie teoretycznie odczłowieczone, ale praktycznie bardzo ludzkie postacie: starca Kliwena i prastarego demona wciąż odradzającego się w łonie wiecznej Ewy. Pierwszy, mimo deklarowanego braku uczuć zachowuje się bardzo po ludzku podsuwając demonowi krowę, drugi zaś, mimo zdecydowanie piekielnych proweniencji potrafi obsesyjnie zazdrościć człowiekowi boskiego daru prokreacji, której sam u zarania dziejów został pozbawiony.

Jedyne, a przynajmniej tak mi się wydaje, co jest dla mnie w powieści niezrozumiałe, to strach bohaterów przed transcendencją. Przecież przyszłość po śmierci rysuje się w przewidywalnych i nader mrocznych barwach, a i doczesne bytowanie w zderzeniu z nieskończonością i niepoznawalnością wszechświata często jest obarczone niepewnością co sensu swego trwania. Za dowód, że życie nie kończy się wraz ze śmiercią, co stwarza szansę ogarnięcia i poznania wszystkiego, dałbym się osobiście zabijać, pożerać, wydalać i wskrzeszać w nieskończoność.

Wszystko w tej powieści wykracza poza konwencję wciąż jeszcze pogardzanego przez krytykę głównonurtową horroru, dlatego największy plus autorce daję za to, że nie próbowała na siłę wcisnąć się w ramy tej konwencji, ale ramy konwencji rozciągnęła i dopasowała do swojej prozy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz