środa, 6 grudnia 2017

„Likwidator”. Ryszard Dąbrowski.


Od dwudziestu pięciu lat komiks Dąbrowskiego zachwyca intensywną fabułą, inteligentnymi dialogami, satyryczną kreską, świetnymi karykaturami. Niezwykłe jest zaangażowanie autora w sprawy społeczne i polityczne, których większość rodzimych twórców komiksowych nawet nie zauważa.
Jednakże, jako że obecnie jestem wydawcą tej legendarnej serii, której poszczególne albumy doczekały się tłumaczeń na język rosyjski, hiszpański i czeski, niezręcznie mi o niej pisać. Dlatego pozwolę sobie zacytować sam siebie sprzed niemal piętnastu lat, czyli z czasów, gdy z komiksami Dąbrowskiego nie miałem jeszcze nic wspólnego.


„Likwidator” to komiks z krwi i kości, to sama esencja komiksu. Dąbrowski, wykorzystując możliwości tego nośnego medium, przemyca do popkultury idee ważkie, buntownicze, rewolucyjne. Jak sam mówi w wywiadzie dla „Ślizgu”: „Przyznam szczerze, że moje komiksy to dywersja kulturalna. Żyjemy w czasach wojny kulturowej, dlatego trzeba wykorzystywać wszelkie środki”.
Komiks ten zmusza do refleksji, do zastanowienia się nad kondycją człowieka i cywilizacji ludzkiej, do spojrzenia w przyszłość i uświadomienia sobie otchłani, w kierunku której nieuchronnie zmierzamy. „Generalnie jest to komiks nastawiony na prowokowanie [...] nie sposób mieć poglądy takie jak Likwidator, ale mniej więcej ten odcień”.
Likwidator od przeszło dwudziestu pięciu lat walczy na froncie, który większości naszym twórcom mainstreamowym nawet nie zdążył się jeszcze przyśnić. Miałkość i nijakość współczesnej literatury głównego nurtu w zderzeniu z tym komiksem jest aż nadto widoczna.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz